Rumunia

Finał finałów w delcie Dunaju! 

Skąd wziął się pomysł, żeby dojechać właśnie tutaj? Otóż od 2014 roku odcinkami pokonywaliśmy (w różnym składzie osobowym) trasę EuroVelo 6 wzdłuż Dunaju. Pozostało tylko zamknięcie projektu, czyli dotarcie do ujścia rzeki do Morza Czarnego. Najbardziej wysunięte na wschód miasteczko Sulina, to kres delty, gdyż dalej rozlewa się już tylko morze. Właśnie to miejsce nazwaliśmy zerowym kilometrem Dunaju.

Nim do niego dotrzemy, wpadamy do Rumunii niedaleko legendarnej, ponoć hipisowskiej, nadmorskiej wioski Vama Veche („stara granica”). Z trudem przeciskamy się przez mrowie ludzi i ani nam w głowie pozostawać tu dłużej. Wolimy jechać naprzód, by późnym popołudniem rozbić namioty na campingu pod Mangalią. W drodze przez Konstancę do Mamai przemykamy przez kurorty, których nazwy kojarzą się z mitologią: oto Saturn, dalej Neptun i Olimp…

ro1 sat ro1 ro2 ro3

ro10Kierując się na północ, chcemy odwiedzić wioskę Jurilovca, która znajduje się już na terenie Rezerwatu Biosfery Delta Dunaju. Liczymy na spotkanie z potomkami jej założycieli – Lipowanami, którzy przybyli do Rumunii z Rosji w XIX wieku w obawie przed religijnymi prześladowaniami (byli prawosławnymi staroobrzędowcami). Tak się też dzieje, bo gdy przed miejscową kawiarenką raczymy się kawą i zimnymi napojami, dosiada się do nas sympatyczna jurilovcanka, z którą ucinamy sobie pogawędkę po rosyjsku. Pora ruszać w drogę! Od dawna pedałujemy przez Wyżynę Dobrudży (historyczna Dobrudża to grecka Scytia Mniejsza), podziwiając rozciągające się po obu stronach szosy malownicze pasma wzgórz oraz ruiny średniowiecznego zamku Enisala. Stąd mamy już blisko do Tulczy, ale przedtem odpoczywamy nad jeziorem Razim w Sarichioi. W tych okolicznościach przyrody poznajemy szaloną bajkerkę Lucię (Francuzkę), która też tam podąża, ale w nogach ma (bagatela!)  4,5 tys. km… Rozstajemy się po wspólnym śniadaniu, Lucia błyskawicznie rusza do Tulczy, bo tam chce zakończyć swoją wyprawę – dla nas to portowe miasto ma być tylko, jak mawiają podróżnicy, bramą do „rumuńskiej Amazonii”, czyli Delty Dunaju.

ro4 ro5 ro7 ro8 ro9

Pobyt w Tulczy przypomina wędrówkę po labiryncie i gdyby nie pomoc przypadkowo spotkanego chłopaka pewnie nie zdążylibyśmy na prom do Suliny. O 13.30 cała jednostka jest już wypełniona ludźmi i przez moment wydaje się, że zastawiony tobołami podróżnych, skrzynkami papryki, pomidorów, kapusty, workami cebuli, żywym inwentarzem w klatkach, zgrzewkami napojów itp. pokład nie pomieści już nikogo, ale obsługa zgrabnie lokuje nasz sprzęt i możemy spokojnie delektować się żeglugą.

ro11 ro13 ho12 ro13 ro17 ro19 ro21 ro18 ro17

Płyniemy środkowym kanałem 3,5 godziny, obserwując jego brzegi, ptactwo wodne w zaroślach i osobliwy styl życia mieszkańców delty – oto wysiadają na małych „stacjach”, taszcząc zakupione w mieście zapasy. W Sulinie z gromady miejscowych, nagabujących nielicznych już turystów (jesteśmy tu 6 września), intuicyjnie wybieramy Mariano i przystajemy na propozycję noclegu w domku jednorodzinnym. I to jest strzał w dziesiątkę! Mama Mariano to prawdziwa Lipowanka, oboje mieszkają w skromnej chatce na uboczu. Wprawdzie estetyka wnętrz przypomina minione stulecie, ale jest czysto i nie brak niezbędnych wygód.  Wieczorem gospodyni opowiada historię Lipowan i dzieje swojej rodziny, znów mamy okazję pogadać po rosyjsku w Rumunii… Kolejny dzień przeznaczamy na relaks: zwiedzamy miasteczko, port i kąpiemy się w Morzu Czarnym. Trochę szkoda, że odpuszczamy wycieczkę wynajętą łodzią po delcie i bliższe spotkanie z jej fauną i florą (gratka dla ornitologów!), ale za to u gospodyni pod wiatką czeka nas królewski obiad z pieczonym sumem w roli głównej. Nazajutrz o 7.00 odpływamy z Suliny…

ro14 ro15 ro22 ro20

Teraz już jedziemy do granicy z Ukrainą. W drodze do Galati (Gałacz) wypada nam zaliczyć egzotyczny nocleg w kukurydzy u Juliana (Isaccea), a Galati wita nas niespodzianką: na pociąg do Suczawy trzeba czekać całą noc! Dodatkowo przeżywamy szok cenowy, bo każde z nas za bilet musi zapłacić 79 lei i jeszcze za rower 75 lei (u nas opłata za rower wynosi 9 zł)! Z Suczawy pedałujemy do Siret i po nocy w namiotach meldujemy się już na ukraińskiej Bukowinie.

 

ro24 Ro25 ro27 ro28 ro29 ro29 ro31

Nikt prawie nie wie, dokąd go zaprowadzi droga, póki nie stanie u celu. /J. R. R. Tolkien/