Chóry (teraz Hory)

Wreszcie przyszedł czas na podróż do miejsca spowitego legendą, znanego nam tylko z opowiadań babci Zosi Prokulskiej z Potulickich, mamy, wujka Janka Borka czy kuzynek z Radomia. Hory – ta sielska kraina (obecnie na wschodzie Białorusi) od dziesiątków lat tkwiła w naszej świadomości. Młodzieńcza wyobraźnia podsuwała obraz polskiego dworku w pobliżu strumienia wpadającego do dużego jeziora, bramy z rodowym herbem i osób krzątających się nie tylko wokół własnych spraw. Ich los przypieczętowała rewolucja bolszewicka – dzięki pomocy dobrych ludzi (nieoceniony Daniłko!) najprawdopodobniej w 1918 roku uciekli furmanką przed czerwonymi hordami, opuszczając swoją małą ojczyznę na zawsze.

Tak więc docieramy koleją do Orszy (skąd podobno pochodził chorąży orszański Andrzej Kmicic) i po nocy spędzonej w dworcowej komatie oddychanija (warunki hotelowe!) kierujemy się na południowy wschód do miejscowości Gorki (Horki). Przejeżdżamy most na Dnieprze, mijając po prawej osobliwy pomnik katiuszy – to pamiątka pierwszego użycia tych rakiet w 1941 roku – i już po chwili zaczynamy wspinaczkę pod górę. Pokonujemy trasę do Horek, jak sama nazwa wskazuje, zaliczając kolejne górki (dla niektórych zaledwie „zmarszczki”) . Tego dnia  pedałujemy 55 km w upale. W Horkach nocujemy w mieszkaniu na zwykłym blokowisku, a dodatkowa atrakcja polega na wnoszeniu na trzecie piętro  rowerów i bagaży… Gospodyni niechętnie zgadza się na umieszczenie całego sprzętu w pokoju – nie wie, że potrafimy nawet  pięć rowerów „zzipować” do  pożądanych rozmiarów!

Rankiem 18 sierpnia opuszczamy miasto, chcąc jak najprędzej zobaczyć Hory. Pierwszy etap  tego dnia to tylko 15 km po dawnej ziemi orszańskiej. Jest gorąco, a teren mocno pofałdowany. Zatrzymujemy się jeszcze przed ostatecznym podjazdem, dostrzegając niewielki cmentarz wśród pól. Dojechać tam można wąską ścieżką po wertepach lub ścierniskiem, ale trudno nam oprzeć się pokusie spenetrowania miejsca – może na nagrobkach znajdziemy choćby jedno polskie nazwisko? Okazuje się, że najstarsze pochówki odbyły się tu w latach 90., a połowa  grobów jest kompletnie zniszczona, porośnięta wysoką trawą i krzakami. Żadnych śladów… Wkrótce na jednym z wzniesień widzimy szereg identycznych kołchoźnianych domków: nieotynkowane mury z białej cegły, dwuspadowe dachy kryte eternitem, drewniane płotki. Dookoła pustka – to  typowy widok w tej całkowicie  nieturystycznej części Białorusi. Jest jeszcze przystanek autobusowy „Gory”. Skręcamy w lewo i dopiero tutaj zatrzymujemy się przy tablicy z nazwą miejscowości. Teraz, już nie bez emocji, jedziemy do „centrum” na spotkanie z historią… Po drodze mijamy charakterystyczny pomnik radzieckiego sołdata, szkołę, obskurny magazin, jakieś domostwa – smutno, szaro i biednie. I wreszcie naszym oczom ukazuje się zielona wyspa – stary park. Może odnajdziemy pozostałości jakichś obiektów mających więcej niż 60 lat? Niestety, niczego takiego nie ma, mimo że dokładnie sprawdzamy teren. Pozostaje jeszcze stromy zjazd w dół, w kierunku jeziora. Po lewej mijamy błyszczącą w słońcu cerkiew i już za moment siedzimy na „plaży”, nawiązując rozmowę z napotkanym  człowiekiem. Po chwili iskierka nadziei, że w Horach zachowały się interesujące nas ślady przeszłości, gaśnie ostatecznie. Nikt tu nie wie o dworku (domu, bo słowo „dworek” brzmi zbyt egzotycznie) czy innych budowlach z przełomu XIX/XX wieku i dawnych mieszkańcach tej ziemi. Nie pozostał kamień na kamieniu… Władza sowiecka nad wyraz gorliwie postarała się zniszczyć nie tylko kulturę materialną, ale i duchową, wyrugować z ludzkiej pamięci wszelkie przejawy polskości. Dowiedzieliśmy się z wiarygodnego źródła, że archiwa administracyjne i kościelne zostały skonfiskowane przez Sowietów, załadowane w worki i wywiezione do Petersburga (gdzie ponoć znajdują się do tej pory). Wszelkie próby swobodnego zbadania tych zasobów także dziś spotykają się z bezwzględną odmową władz. Nie ma więc się czemu dziwić, że dla żyjących tu ludzi historia rozpoczyna się dopiero po II wojnie światowej.

Root village

Życie jest jak jazda na rowerze, aby zachować równowagę, musisz się poruszać. /A. Einstein/